Wyjazd nr 1


Debiutancki wyjazd na mecz Realu Madryt, już jako oficjalna peña, rozpoczęliśmy na krakowskich Balicach, skąd 1 kwietnia startował samolot do stolicy Hiszpanii. Tylko jeden z 26 uczestników zaliczył niebezpiecznie duże spóźnienie, zatem początki były obiecujące. Po trzech godzinach w ciasnej maszynie Ryanaira byliśmy na miejscu i mimo tłoku w metrze, bez większych komplikacji (znów zgubiliśmy ledwie jedną osobę) dotarliśmy do centrum.

Wychodząc na przystanku Tirso de Molina po raz pierwszy poczuliśmy madrycką atmosferę - trafiliśmy na typowy placyk, pełen kawiarnianych stolików i dyskutujących tubylców. Ledwie zameldowaliśmy się w hostelu, w którym zatrzymali się również członkowie fanklubu z Polski, Hiszpanii i Irlandii, organizujący wypad na własną rękę, wszyscy byli gotowi na zobaczenie Mekki madridistas. Po wyjściu z metra stadion wyrósł spomiędzy budynków i sprawił, że poczuliśmy się maluteńcy. Widok Santiago Bernabéu wywarł na nas jeszcze większe wrażenie niż rachunek, jaki przyszło niektórym zapłacić w klubowym sklepiku. Tak uroczo rozpoczęty wieczór należało zakończyć w równie efektownym stylu, dlatego kolejnym punktem wycieczki był spacer przez Calle de Alcalá aż do Cibeles. Pięknie oświetlona fontanna oddała dostojny charakter klubu oraz miasta. Obowiązkowe zdjęcie z boginią i mogliśmy wracać na kolację, spanie bądź nocną integrację w hostelu.

Sobotę przed meczem wykorzystaliśmy na poznanie historyczno-kulturalnej części Madrytu - odwiedziliśmy muzeum Prado, Plaza Mayor, pałac Królewski i okolice. Choć zabytki stolicy można podziwiać bez końca, nieubłaganie zbliżała się godzina meczu i wzywały nas obowiązki kibiców. Wystrojeni w trykoty Blancos, z wejściówkami w garści, pojechaliśmy na stadion, świetnie zresztą prezentując się w metrze. ;) Zrobienie grupowego zdjęcia pod Bernabéu było praktycznie niemożliwe, bowiem nasza wesoła, rozentuzjazmowana wycieczka wzbudzała pozytywne emocje i do wspólnego zdjęcia za każdym razem przyłączali się inni kibice czy to Królewskich, czy Sportingu Gijón.

Frekwencja na trybunach była lepsza niż przypuszczaliśmy, niestety sam wynik pozostawił sporo do życzenia. Zaczęło się niezapomnianie - od pożegnania brazylijskiego Ronaldo, szybko zdobytej, lecz nieuznanej, bramki. W przerwie odbył się konkurs, który sam w sobie nie był interesujący, ale sprowokował niecodzienną sytuację. Ze sporego formatu ulotek publiczność zaczęła składać samoloty, z których część przy dźwięku braw wylądowała na murawie. Druga odsłona przyniosła więcej wrażeń. Tych złych po trafieniu Sportingu i dobrych, kiedy w końcówce tłumy emocjonowały się każdym zagraniem gospodarzy. Potwierdziła się stara prawda o madryckich kibicach - do dopingu Ultras Sur przyłączają się tylko w wyjątkowych chwilach.

Choć stadion opuszczaliśmy w nie najlepszych nastrojach, humory poprawiły się podczas wieczornego wypadu do klubu oraz hostelowej integracji. A następnego dnia czekał nas kolejny gwóźdź programu - spotkanie z Jerzym Dudkiem.

Z rana zaliczyliśmy Rastro - pchli targ, słynący z mnóstwa stoisk z pamiątkami, ubraniami i wszelkiego typu bibelotami, gdzie można się negocjować ceny niczym w arabskich krajach. Zanim się obejrzeliśmy, przyszła pora na wyjście do baru. Zręcznie powiesiliśmy flagę fanklubu i z aparatami w pełnej gotowości czekaliśmy na bohatera niedzielnego popołudnia.

Pojawienie się Dudka wywołało wielkie poruszenie i błysk niezliczonych fleszy. Bramkarz Królewskich z radością przyjął tytuł honorowego członka stowarzyszenia i atmosfera szybko się rozluźniła. Przez godzinę zdążyliśmy wypytać o mnóstwo spraw dotyczących klubu, zawodników i trenera, jak również o plany na przyszłość, kondycję polskiej piłki czy dotychczasowy przebieg kariery. Nie brakowało żartów, ciekawostek i anegdot, których próżno szukać w wywiadach, dzięki czemu spotkanie było tak wyjątkowe. Naszego gościa pożegnaliśmy brawami i głośnym okrzykiem „Jerzy Dudek!”. Fragment spotkania można obejrzeć tutaj, kolejne materiały udostępnimy za kilka dni.

Zanim opadły emocje, w ekspresowym tempie trzeba było dotrzeć na Santiago Bernabéu, aby wziąć udział w tourze i na własne oczy zobaczyć ogrom zdobytych przez Królewskich trofeów, dotknąć murawy i zasiąść na ławce rezerwowych. Nie po raz pierwszy tego weekendu wrażenia były trudne do opisania. Wieczorem pogoda zniweczyła plan zobaczenia walk byków, choć piątka „deszczoodpornych” osób nie dała się zniechęcić i poznała również tę część hiszpańskiej kultury.

Kilka osób zostawało jeszcze na starcie z Tottenhamem, ale dla większości była to ostatnia noc w Madrycie i, szczerze mówiąc, nie mogła przebiegać lepiej. Rozmowy ciągnęły się do samego rana, a żeby dostać się na lotnisko musieliśmy podejść na przystanek tuż przy… Cibeles. Właśnie ukochana bogini Blancos pożegnała nas w imieniu miasta. A my żegnaliśmy się już jak starzy znajomi.

Zdjęcia:
Symbol Madrytu
Metrópolis - jeden ze słynniejszych biurowców
Fontanna Cibeles
Typowa uliczka w centrum
Plaza Mayor
Pod Pałacem Królewskim
Nasza grupa przed meczem
Nasza grupa przed meczem [2]
Bernabéu na godzinę przed pierwszym gwizdkiem
Flaga fanklubu na stadionie
Pożegnanie Ronaldo
Spotkanie z Jerzym Dudkiem
Spotkanie z Jerzym Dudkiem [2]
Zaprzyjaźnieni kibice Królewskich z Nowego Jorku

Wrażenia uczestników:

„Czułem, że będzie świetnie, ale żeby aż tak? Pomijając wynik, wszystko udało się wyśmienicie i od powrotu do Polski nie mogę przestać myśleć o powrocie na Santiago Bernabéu”, Paweł Dubiński.

„Wyjazd ten można opisać tylko jednym słowem NIESAMOWITY. Lepszych ludzi nie mogłem tam poznać, nie było czasu żeby się chociaż chwilę nudzić. Spotkanie z Jurkiem bezcenne można byłoby Go słuchać godzinami, zazdroszczę piłkarzom w szatni, którzy mają takiego przyjaciela”, Maciej Kaczmarek

„Takiej przygody jak tej z pobytu w Madrycie nie zapomnę nigdy. Jeszcze zanim wsiadłem do samolotu wiedziałem, że ten wypad będzie fantastyczny, ale… ale nie spodziewałem się, że aż tak fantastyczny. (…) Wspaniali ludzie, wspaniałe miasto, wspaniała atmosfera, świetna organizacja całej podróży, za co dziękuję naprawdę serdecznie. (…) Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie była to moja ostatnia podróż do Madrytu”, Michał Martyniuk.

„Madryt swoją wielkością i klimatem spowodował, że jest to miejsce w które na pewno wrócę a ludzie z którymi miałem przyjemność spędzać te kilka dni to miks pozytywnie zakręconych polskich fanatyków Realu, z którymi można było napić się, pośmiać czy po prostu pokrzyczeć :). Kibicowska ekstraklasa”, Marcin Ziąber.

„W Madrycie nie sposób się nudzić. Niesamowity wybór knajp do posiedzenia przy piwie i dobrym jedzeniu. Bardzo duża ilość przeróżnych muzeów, klubów i parków. (…) Wyjazd jednym słowem N I E S A M O W I T Y. Oby takich więcej”, Szymon Kazoń.

„To nie był mój pierwszy wyjazd do Madrytu, ale takich pozytywnych wrażeń nie miałem nigdy. (…) Świetnie się bawiłem. Był niesmak po porażce z Gijónem, ale z takimi kibicami tę porażkę jest łatwiej przełknąć. Jednak w meczu z Tottenhamem Real zrekompensował nam przegraną w lidze, a to co się działo na trybunach było niesamowite. Na długo zapamiętam ten moment gdy po drugim golu Adebayora siedzący obok mnie dziadek uścisnął mnie, a inni przybijali ze mną piątkę, nie ważne, że się nie znamy, łączy nas wspólna pasja, wspólne kibicowanie naszej ukochanej drużynie”, Karol Turko.