Wroclove w pełnej krasie
24.04.2012 | Bartosz Wilk
Wroclove. Po weekendzie ten slogan dla polskiego madridismo stał się prawdziwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Miasto, o którego urokach nie trzeba nikogo przekonywać, przyjęło w przedostatni kwietniowy weekend karawanę prowadzoną pod sztandarem Águila Blanca i Realu Madryt. Już wcześniej wiedzieliśmy, że będzie fantastycznie, w końcu doświadczenia zebrane na poprzednich spotkaniach nie pozostawiały wątpliwości. Jednak tym razem w uzyskaniu słynnego ducha madridismo unido pomogło nam kilkunastu chłopaków w białych koszulkach biegających po murawie Camp Nou. Zawodnicy Realu Madryt, którzy w Barcelonie z niesamowitą determinacją dryblowali, podawali, strzelali i walczyli o każdą piłkę, kilka tysięcy kilometrów dalej wyzwolili niesamowitą euforię przed wrocławskim ekranem. Jak wiadomo, w ostatnich latach podczas oficjalnych zlotów niezbyt często było nam dane cieszyć się nie tylko sukcesem organizacyjnym, ale też tym najważniejszym dla każdego kibica - sportowym. W sobotę we Wrocławiu szala szczęścia wreszcie przechyliła się we właściwą dla każdego madridisty stronę.
Już w piątek, podczas spotkania integracyjnego w klubie "Miraż" dało się odczuć podniecenie. W końcu jesteśmy od kilku miesięcy świadkami najlepszego ligowego sezonu Realu Madryt w historii La Liga. Z rozmów prowadzonych przy napojach orzeźwiających można było wysnuć jeden wniosek - polskie madridismo nie przestaje wierzyć w detronizację Barcelony. Uśmiechy, dyskusje, wspólna rywalizacja na kręgielni, chóralne śpiewy, poznawanie zlotowych debiutantów i wspomnienia tych, którzy są już zaprawieni w bojach. A to był dopiero początek i zapowiedź fantastycznej nocy, której świadkami mieliśmy być w sobotę. Bo to na co czekaliśmy od kilku ligowych Gran Derbi miało się spełnić, ziścić, zmaterializować, pojawić w tabeli jako namacalny dowód w postaci trzech punktów dopisanych przy nazwie "Real Madryt". Zwycięstwo.
Sobota, czyli najpierw Walne Zebranie Członków Águila Blanca, podczas którego należało przedyskutować kwestie dotyczące naszej działalności. Przeprowadzono również zmiany w zarządzie, podziękowano tym, którzy przyłożyli rękę i poświęcali swój czas od momentu powstania pomysłu powołania naszej peñi do życia, lecz teraz z racji obowiązków w życiu osobistym nie mogą sobie pozwolić na wspieranie nas swoim działaniem (Leszku, Marcinie - wielkie dzięki za wszystko!), tradycyjny turniej halowej piłki nożnej, gdzie rywalizacja i zaangażowanie było niewiele mniejsze niż kilka godzin później na Camp Nou i wreszcie to, na co czekaliśmy i po co przyjechaliśmy z Krakowa, Rzeszowa, Warszawy, Łodzi, Poznania, Szczecina i innych zakątków Polski - Gran Derbi.
Atmosfera w Tawernie od początku była niesamowita. Gospodarze przywitali nas lokalem przyozdobionym w królewskie barwy, w trakcie meczu nie szczędząc gardeł, aby poderwać wszystkich obecnych do wzmożonego dopingu, co trzeba przyznać - udawało się kapitalnie. A później już sam mecz. 90 minut fantastycznej walki i triumf Barcelony? Nie, nie tym razem. Sami Khedira w pierwszej połowie, a Cristiano Ronaldo, przy współudziale całej drużyny zadbali o to, żeby XII Oficjalny Zlot Kibiców Realu Madryt oznaczył Wrocław jako miasto "szczęśliwe". Wygrana na Camp Nou, milowy krok w kierunku 32. mistrzostwa kraju i podkreślenie swojej pozycji najlepszego klubu w historii hiszpańskiej piłki. Tak jest. To wszystko mieliśmy okazje przeżyć we Wrocławiu. Po końcowym gwizdku Undiano Mallenco wydawało się, że pub oszalał. Łzy szczęścia, niosące się po okolicy "Campeones, campeones oe oe oeeeee" i zapowiedź szalonej zabawy do rana w rytmie siedmiu punktów przewagi nad odwiecznym rywalem. I tylko ten czas jakby szybciej uciekał, ale za to podróż powrotna do domu była tym razem weselsza niż w ostatnich latach. Bo Real Madryt wraca na należne mu miejsce.
Tradycyjne wielkie podziękowania dla organizatorów za trud, dzięki któremu mieliśmy fantastyczne warunki do spotkania, a także dla wszystkich, którzy przybyli na zlot i którzy swoją obecnością uświetnili to wydarzenie. Do zobaczenia. Na pewno...