Águila Blanca gościła w Madrycie

10.06.2011 | Łukasz Gąsiorek

Na niedzielne Reunión Peñas Madridistas, tj. spotkanie peñi Realu Madryt, wyruszyliśmy z samego rana z hostelu znajdującego się w pobliżu Puerta del Sol. Co ciekawe, centralny plac Madrytu, w związku z trwającymi od kilku tygodni protestami na tle politycznym w całej Hiszpanii, przypominał bardziej miasteczko studenckie w okresie juwenaliów niż jedną z głównych atrakcji turystycznych miasta. O tym, że atmosfera protestów musiała być gorąca świadczyły barierki przed siedzibą Wspólnoty Autonomicznej Madrytu, przez co poruszanie na placu było utrudnione, jak i wiszące na kamienicy znajdującej się naprzeciwko owego budynku, dużych rozmiarów zdjęcie Heinricha Himmlera z doklejonymi uszami Myszki Miki oraz podpisem „No nos representan” (nas nie reprezentują). Nie wgłębiając się w problemy Hiszpanów, weszliśmy na stację metra Sol, by stamtąd, korzystając z doskonałego madryckiego metra, w ciągu 15 minut dotrzeć pod Estadio Santiago Bernabéu. Jako że przybyliśmy na miejsce z dużym zapasem czasu, udaliśmy się jeszcze na śniadanie do jednego z barów naprzeciwko stadionu. Następnie odebraliśmy akredytacje i ustawiliśmy się w kolejce do autobusów zabierających peñistas do Valdebebas. Po kilkuminutowym oczekiwaniu dostaliśmy się do jednego z nich, gdzie otrzymaliśmy pamiątkowe kapelusze, narzuty przeciwdeszczowe i naklejki z nazwiskiem Alonso. Jak się później okazało, każda grupa otrzymała „patrona” w postaci jednego z piłkarzy Realu. Nam przypadł, więc król środka pola, waleczny Bask – Xabi Alonso.

Po przybyciu do Valdebebas skierowano nas na jedno z bocznych boisk kompleksu, gdzie można było pokopać piłkę. Stamtąd szybko wyruszyliśmy jednak ku Estadio Alfredo di Stéfano, gdzie miały się odbyć główne wydarzenia tego dnia. Przy wejściu na stadion ustawiono liczne pamiątki związane z klubem: koszulki, piłki oraz buty. Bardzo szybko zauważyliśmy, że jesteśmy chyba najmłodszą peñią pod względem wieku jej przedstawicieli. Zdecydowana większość składała się z peñistas po pięćdziesiątce, choć nie brakowało również kilkuletnich dzieci.

Część oficjalna spotkania, która miała miejsce na stadionie Castilli, rozpoczęła się około godziny 12. Poprzedzona była licznymi konkursami i występami na cheerleaderkach począwszy, a na pokazie żonglerki skończywszy. Chwilę przed rozpoczęciem prezentacji drużyn młodzieżowych do zgromadzonych na trybunach stadionu wyszedł sam Florentino Pérez. Jak się później okazało, nie była to na szczęście jedyna chwila, podczas której można było się z nim spotkać. Prezentację drużyn prowadził dyrektor do spraw instytucjonalnych – Emilio Butragueño, który po krótkim wstępie wywoływał ekipy, opisując dokonania każdej z nich w minionym sezonie. Na murawie pojawiały się kolejne zespoły począwszy od tych najmłodszych – Infantil, poprzez nieco starsze Juvenil, kończąc na Realu Madryt C i ekipie Castilli, w składzie której zaprezentowało się także paru zawodników, którzy mieli okazję do debiutu w pierwszej drużynie. Na końcu pojawili się Florentino Pérez, Aitor Karanka i Esteban Granero, a także wniesiono zdobyty w maju Puchar Króla. Całe spotkanie miało mieć zresztą charakter fiesty z okazji sięgnięcia po trofeum. Każdy z panów zabrał głos, podziękował za wsparcie kibiców, mówił o radości z powodu wygrania Copa del Rey i o tym, że w przyszłość patrzy z optymizmem.

Po zakończeniu części oficjalnej rozpoczęła się fiesta składająca się ze wspólnego grillowania oraz kolejnych konkursów, gier i zabaw. Kto chciał, mógł się posilić, a następnie odpowiadać na pytania dotyczące historii klubu, pograć w piłkę na boisku 3x3 lub w piłkarzyki (zarówno te tradycyjne, na stole, jak i bardziej emocjonujące, na dmuchanym boisku). Punktem kulminacyjnym była możliwość zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia z El Presidente i stojącym w tle Pucharem Króla. Oprócz pamiątkowego zdjęcia, prezydent złożył także swój podpis na nowej fladze naszego stowarzyszenia. Jak się okazało, nie tylko my uwieczniliśmy moment spotkania. Zrobili to także klubowi fotoreporterzy w efekcie czego Águila Blanca trafiła na oficjalną stronę klubu (zdjęcie nr 30).

Następnie udaliśmy się na krótką wycieczkę po Ciudad del Real Madrid. Byliśmy zarówno na boisku treningowym pierwszej drużyny (klik!, klik!), jak i w jej pomieszczeniach w klubowym budynku. Udało nam się nawet odnaleźć stanowisko, z którego Iker Casillas aktualizuje swój profil na Facebooku. Najwidoczniej miejsce wcześniej należało do Granero, jednak wychowanek musiał najwyraźniej podporządkować się woli kapitana. Trzeba pamiętać, że w Valdebebas trenuje także kilkanaście pozostałych drużyn, z których każda ma swoje szatnie, siłownie, pomieszczenia do hydroterapii itd. Kończąc zwiedzanie zrobiliśmy jeszcze pamiątkowe zdjęcie przed fontanną znajdującą się przy wejściu do kompleksu. A przed opuszczeniem Valdebebas jeszcze jedno zdjęcie z Pucharem Króla. Podczas wizyty w ośrodku treningowym Realu zaprzyjaźniliśmy się także z przedstawicielami peñi z Bordeaux, z którymi wymieniliśmy się spostrzeżeniami dotyczącymi działalności fanklubu. Co ciekawe, honorowym prezydentem Francuzów jest Albert Celades, który swego czasu zaliczył epizod w Girondins Bordeaux. Warto przy tym nadmienić, że oprócz Francuzów i Węgrów byliśmy bodaj jedynym zagranicznym fanklubem na Reunión Peñas Madridistas. Ruszając w drogę powrotną, otrzymaliśmy wejściówki na Corazón Classic Match 2011 „Juntos por Africa”, w którym wieczorem na Estadio Santiago Bernabéu miały zmierzyć się drużyny weteranów Realu Madryt i Bayernu Monachium.

Mecz na Bernabéu był ostatnim akcentem niedzielnego spotkania. Po przybyciu na stadion, dosłownie na chwilę przed pierwszym gwizdkiem, zajęliśmy nasze miejsca na Fondo Sur, niedaleko sektora gdzie podczas ligowych i pucharowych potyczek zasiadają Ultras Sur. Mieliśmy więc świetne miejsca, by podziwiać w akcji byłych zawodników Królewskich. A trzeba przyznać, że było kogo, skład Realu bowiem wyglądał naprawdę imponująco. Szczerze mówiąc, podziwianie na boisku takich zawodników jak Zidane, Figo, Redondo, Morientes czy Šuker, którzy jeszcze nie tak dawno, bo na przełomie wieków byli idolami całego madridismo, było nie mniej atrakcyjne niż oglądanie w akcji obecnych gwiazd Blancos.

A przechodząc do samego meczu - Królewscy rozpoczęli go z wysokiego „c”. Już w 10. minucie, po zagraniu piłki ręką przez jednego z piłkarzy z Bawarii, arbiter Megia Davila podyktował jedenastkę dla Realu. Ku ogromnemu aplauzowi zgromadzonych na trybunach kibiców do piłki podszedł kapitan drużyny weteranów Rubén de la Red, który pewnym strzałem otworzył wynik spotkania. Real nie spuścił z tonu, grał bardzo wysokim pressingiem i dalej śmiało atakował, a jego gracze dodatkowo popisywali się fantastyczną techniką, w czym prym wiódł oczywiście Zinedine Zidane. Współpraca Francuza z Luísem Figo, który nadal dysponuje świetnym dryblingiem, przypominała tą z czasów wspólnej gry w barwach Królewskich. Świetna gra przyniosła bardzo szybko wymierne efekty. Na 2:0 wynik po kapitalnej akcji podwyższył Emilio Butragueño, rzutu karnego nie wykorzystał Santillana, a po chwili trzeciego gola dołożył po strzale zza pola karnego Fernando Redondo. Należy sprawiedliwie przyznać, że i Bayern miał parę dogodnych okazji. Wykorzystał jedną, gdy tuż przed przerwą, pierwsze trafienie dla Bawarczyków uzyskał Paulo Sergio. Na więcej drużynie Bayernu nie pozwoliła obrona Realu kierowana przez duet stoperów Helguera – Karanka. Pojedynki obu defensorów z Elberem i Sergio przypominały dawne starcia tych graczy w półfinałach Ligi Mistrzów.

Korzystając z przerwy, zawiesiliśmy flagę stowarzyszenia na barierkach oddzielających murawę od trybun, a także zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie. Jednocześnie z wiszących nad stadionem ciemnych chmur zaczął padać deszcz. Nie był on jakoś szczególnie obfity, ale i tak odstraszył kibiców zajmujących miejsca, które nie znajdowały się pod dachem. Nas oczywiście byle deszcz nie był w stanie oderwać od widowiska. Ku naszemu zdumieniu trybunę opuszczali także kibice dysponujący narzutami przeciwdeszczowymi, w które uprzednio w drodze do Valdebebas wyposażył nas klub. My oczywiście nie zabraliśmy ich na mecz. Cóż, dla Hiszpanów takie spotkanie to normalność, dla nas wręcz odwrotnie. Jeśli zaś chodzi o wydarzenia na murawie, druga połowa nadal toczyła się pod dyktando Realu, z tą różnicą, że przyniosła więcej bramek, w tym kilka kuriozalnych. Czwartego gola dla Realu zdobył bardzo szybko, bo już w drugiej minucie po wznowieniu gry, nabity przez bramkarza w plecy Alfonso. Kolejne dwie bramki dla Blancos dołożył... obrońca Bayernu Robert Kovač. Na pocieszenie jego brat Niko popisał się pięknym strzałem w okienko bramki strzeżonej przez Contrerasa. Zdecydowanie najbardziej efektowną bramkę spotkania zdobył Paulo Sergio, który popisał się fantastycznym strzałem z przewrotki. Ostatnie gole meczu padły w ostatnich 10 minutach spotkania, kiedy to na listę strzelców wpisali się Fernando Sanz i Davor Šuker. Król strzelców Mundialu z 1998 roku ustalił wynik meczu wykonując rzut karny w stylu Antonína Panenki. Niesamowita była radość Chorwata, który dawno już stracił sportową sylwetkę. My mogliśmy to wszystko obserwować stojąc bezpośrednio za bramką, korzystając z tego, że deszcz przegonił z trybuny większość kibiców. Chwilę później gwizdek arbitra zabrzmiał po raz ostatni. Opuszczaliśmy stadion przemoczeni, ale zachwyceni poziomem spotkania i okazałym zwycięstwem Realu. Po wyjściu ze stadionu znaleźliśmy się na zapełnionej tłumem kibiców Avenida Concha Espina. Widząc olbrzymie rzesze kibiców zrezygnowaliśmy z próby dostania się do metra i razem z olbrzymią rzeką madridistas ruszyliśmy Paseo de la Castellana w kierunku centrum Madrytu…

Stowarzyszenie Águila Blanca w Madrycie reprezentowali: Katarzyna Cenian, Darek Dobek, Łukasz Gąsiorek y Leszek Kazimierczak.

Archiwum